poniedziałek, 31 lipca 2017

Dawno temu w Detroit


Dawno temu w Detroit (Yuri on Ice)
Autor: Jora Calltrise
Wydawnictwo: Fanfiction
Fandom: Yuri on Ice
Tematyka: Romans, Obyczajowy, BL (Boys Love), +18


Drugie najlepsze fanfiction jakie czytałam w życiu. Wybierając spośród wszystkich fandomów oraz ilości przeczytanych rzeczy, miało sporą konkurencję, ale przegrało tylko z Desiderium Intimium, o którym również będzie tutaj notka w najbliższym czasie. Zacznijmy więc recenzję tej powieści (502 strony to powieść), którą napisała Jora Calltrise.

Opowieść zaczyna się od wycieczki do Detroit, gdzie Phichit porusza temat debiutu seniorskiego Yuuriego, który miał miejsce właśnie w tym mieście, podczas gdy obaj trenowali pod okiem Celestino. Cóż, dla Japończyka nie jest to wygodny temat, więc próbuje go zgrabnie ominąć. Oczywiście niezbyt mu się to udaje, co doprowadza do kłótni z Victorem, który jako dziecię sukcesu nie zna odmowy. Ostatecznie roztrzęsiony Yuuri ląduje w kawiarni z Yurio i po stwierdzeniu, że młody Rosjanin i tak nie może mieć o nim gorszego zdania, postanawia wylać mu swoje żale i opowiedzieć jedną z najważniejszych historii ze swojego życia.

Dawno temu w Detroit na całkiem dobrej uczelni na anglistyce studiował pewien łyżwiarz, który w swej rodzimej Japonii nie miał szans na rozwinięcie kariery, więc został zmuszony do przeprowadzki do Ameryki. Był to w miarę pewny siebie młodzieniec, mieszkający w jednym pokoju z instagramowym fanem chomików, jak i samym zakazanym przez władze akademika chomikiem. Zarówno na lodowisku jak i na zajęciach radził sobie całkiem nieźle, ponieważ poświęcał bardzo dużo czasu na przygotowania do egzaminów oraz zawodów. Świat jednak nie jest miły dla naszego bohatera i stawia na jego drodze Jacka. W końcu w każdym ciekawym projekcie musi być czarny charakter. Zazdrosny footbolista (zły zawsze musi być mięśniakiem) niszczy występ Yuuriego, ale w jaki sposób, to już musicie przeczytać sami. To recenzja, nie streszczenie szczegółowe. Potem oczywiście dobrzy przyjaciele małego Japończyka poruszają siły zła i ciemności, by odegrać się na Jacku. Krótko mówiąc jest tu subtelnie wprowadzona nutka magii, która tylko dodaje smaku. W końcu, czy może być coś lepszego niż rzucająca klątwy babcia jednego z łyżwiarzy figurowych? Szamanki i plemienne wiedźmy zawsze zyskują sympatię czytelników.

Akcja toczy się równocześnie w Rosji, gdzie główną atrakcją jest młodziutki Victor wkurzający Jakova. Łagodne sposoby to wchodzenie mu do łóżka, mniej sympatyczne odkryjcie sami. Warto! Głównie jednak Victor próbuje zrozumieć, dlaczego wygrana ma znaczenie, czemu powinien szanować medale. Moim zdaniem Victor szuka celu swojej jazdy. Pokazane jest, jak powoli dojrzewa na przestrzeni rozdziałów, jak poszczególne wydarzenia, które z początku wydawały się nieistotne, zmieniają go. W końcu po usłyszeniu pewnej historii w barze, zaczyna rozumieć, co takiego chciał mu przekazać Papa Feltsman. Dociera do niego, że jego wygrane mają znaczenie dla innych łyżwiarzy. A jak wiadomo, zrozumienie jest kluczem do sukcesu. Nikoforov okazuje się również naprawdę całkiem sprytnym i przebiegłym dzieckiem, zakochanym po uszy w swoim wyimaginowanym kochanku. Z tego powodu organizuje pewną rzecz, by go odnaleźć, ale nie mogę wam zdradzić jaką. Nie czulibyście tych emocji podczas czytania. W każdym razie nic wtedy z tego nie wynika przez Jessicę, która w sumie irytowała mnie w tym opowiadaniu. Nie lubię takich postaci. Dziewczyna Jacka, która na jego oczach flirtuje z Yuurim i na odwrót. Ale dzięki temu, świat nie jest idealny, co nadaje jeszcze większego realizmu. 
Całość jest skrupulatnie dopracowana fabularnie i językowo. Mimo skoków w czasie i akcji w różnych miejscach nie wyobrażam sobie, by ktoś mógł się zgubić w tej historii.

Opisałam praktycznie sam początek opowiadania, nie chcę zdradzać za wiele. W każdym razie, to ff składa się z 11 rozdziałów i epilogu, których czytanie wywołuje u odbiorcy całą gamę emocji od smutku i strachu o los niektórych bohaterów, po czystą radość i łzy śmiechu po kilku akcjach. Autorka zaserwowała nam również kilka scen +18, podczas czytania ich można wyczuć chemię między bohaterami. Nie ma ckliwych wyznań miłości co chwilę, nie ma milczenia. Czytałam je z zapartym tchem, w końcu czując, że tak to może naprawdę wyglądać, a nie jak przy wielu innych opisach innych autorów, że to wciąż tylko ich marne wyobrażenie, jak wygląda sex. A już szczególnie sex między dwójką dorosłych mężczyzn.

Oczywiście zdarzyło się kilka literówek czy innych błędów, ale wszystkie były do przeżycia. Nie raz w książkach wydanych na papierze można dopatrzeć się tego samego. Autor to tylko człowiek i nic się na to nie poradzi.

Pochwała należy się również za to, że Jora Calltrise po zwróceniu uwagi, że jedna rzecz się nie zgadza, przyznała mi rację i otwarcie napisała, że w tym danym temacie nie jest specjalistką, więc mogła się pomylić. I jeszcze podziękowała za poprawienie jej. Powiem szczerze, że w dzisiejszych czasach to rzadkość, bo większość amatorskich pisarzy uważa, że jak przeczytali coś na wikipedii, albo w ogóle kojarzą coś po prostu z głowy, to to na pewno jest cała prawda i ktoś, kto go poprawia, to w ogóle się na tym nie zna, bo przecież to ONI mają rację! Po prostu nie cierpię, gdy ktoś, kto w ogóle nie miał z danym tematem styczności w rzeczywistości, myśli, że pozjadał wszystkie rozumy i obraża się za subtelne i miłe wytknięcie błędu przez kogoś, kto akurat o danej rzeczy wie bardzo dużo. Zachowanie autora wobec czytelników często jest również wyznacznikiem tego, na jakim poziomie możemy się spodziewać tekstu. Zachowanie Jory Calltrise sugeruje opowiadanie na bardzo wysokim poziomie i tak jest.

Podsumowując, tekst z pewnością warty przeczytania od deski do deski. Porusza naprawdę wiele wątków, które wszystkie zostają dociągnięte do końca, postacie są realistyczne, mają przemyślenia i rozbudowaną psychikę. Przeczytanie "Dawno temu w Detroit" to z pewnością dobry pomysł na spędzenie czasu.


Gorąco polecam, 
Mishi

P.S. Do czytania innych historii tej autorki również zachęcam całym sercem.

sobota, 1 lipca 2017

Anubis

Autor: Wolfgang Hohlbein
Wydawnictwo: Red Horse
Tematyka: Fantasy, Science-fiction

     Po przeczytaniu tytułu miałam nadzieję na budzącą grozę powieść o bogach egipskich. Okładka, tytuł, a nawet opis z tyłu nie zdradza nam praktycznie niczego. Długo zastanawiałam się, czy pożyczyć ją z biblioteki, aż w końcu to zrobiłam. Czy żałuję? Nie bardzo. Owszem, miałam zupełnie inne wyobrażenia na temat treści, ale pomysł autora był tak bardzo nieschematyczny, że całkowicie mnie zaskoczył i wciągnął.

     Początkowo znajdujemy się w małym miasteczku, w stanie Massachusetts. Mogens Van Andt nie spełnia się jako profesor w trzeciorzędnym college'u. Na studiach miał wielkie ambicje, ogromne plany na przyszłość i nagle, w jeden wieczór wszystko runęło tak jak domek z kart. Dlatego właśnie skończył tam, gdzie zaczyna się największa w jego życiu przygoda. Bowiem w pensjonacie, gdzie wynajmuje sobie pokoik, odwiedza go jego dawny przyjaciel ze studiów. Początek spotkania przywołuje złe wspomnienia, bo to właśnie przez dr Gravesa główny bohater wylądował w takiej norze, zamiast na wysokiej posadzie w wielkim mieście. Mimo to, dawny przyjaciel proponuje Mogensowi pracę. Mówi o wielkim odkryciu, pierwszych stronach gazet i przywróconej sławie. Czego mógłby chcieć więcej człowiek, którego życie jest całkowicie bez sensu? Także po dłuższym zastanowieniu się, Mogens wyrusza w podróż do San Francisco. Dociera na miejsce prac Graversa dzięki pomocy Toma, który w późniejszej części książki okazuje się jednym z ważniejszych bohaterów. Ale teraz jest tylko niepozornym chłopakiem, który sprząta, pierze i gotuje dla naukowców. Dlaczego to wszystko robi on? Bo naukowcy są zbyt zajęci swoją pracą. Badają egipską świątynię, znajdującą się pod Kalifornią. Trochę różne miejsca, prawda? Ale to fikcja. Niesamowita fikcja, którą podarował nam autor, abyśmy mogli spędzić kilka wieczorów na wciągnięciu się w świat bohaterów. Sami bohaterzy są świetni. Pokazują wszystkie strony człowieka, mają fobie, lęki, pasje i szaleństwo w oczach. Dążą do celu metodą prób i błędów, uczą się i uczą także nas. Autor wykreował podziemny świat pełen niebezpieczeństw, który łączy się z naszym. Z jednej strony mamy samochód, a z drugiej przerażające potwory, których nikt nie potrafi nazwać. Porwania kobiet na całym świecie i gniew na samego siebie za bezczynność. Przytłaczająca przeszłość ma ogromny wpływ na reakcje głównego bohatera w teraźniejszym czasie. Czy wybaczy swojemu dawnemu przyjacielowi? Czy uchroni innych ludzi przed śmiercią? Poświęci się czy nie?

     Odpowiedź na te pytania znajdziecie w środku. Otwórzcie tę książkę i zanurzcie się w świecie pełnym niesamowitych wydarzeń, gdzie strach budzi nawet zwykły szelest wiatru. Nawet nie zauważycie, kiedy zleci wam parę godzin.

Mishi

Inni

Znalezione obrazy dla zapytania inni ewa draga
Autor: Ewa Draga
Tematyka: Fantastyka
Wydawnictwo: Dębogóra

     Książka poznana w niezwykłych okolicznościach (wypożyczona z biblioteki szkolnej na lekcję angielskiego, aby wkurzyć panią) okazała się jeszcze bardziej niezwykła. Okładka taka sobie, ale po raz kolejny sprawdziło się przysłowie: "Nie oceniaj książki po okładce.".

   "Miasto w Polsce podobne pozostałym, licealna klasa jakich wiele, ludzie, jakich tysiące i siedemnastoletnia dziewczyna: zwykła, lecz Inna. Zwykła historia nastoletniej miłości w niezwykłych okolicznościach - kiedy najtrudniej pogodzić z własną tożsamością."

     Karolina Braun żyła spokojnie, chodziła z przyjaciółkami do kawiarni i na zakupy i oceniała chłopaków. Do momentu, kiedy podczas lekcji szafa pełna książek i innych rzeczy nie przewróciła się na niezbyt lubianego przez nią chłopaka. Oczywiście żadnego nauczyciela nie obchodziło to, że dziewczyna nie mogłaby jej przewrócić, bo zwyczajnie nie jest na tyle silna. Oskarżona o to jakże karygodne zachowanie musiała opuścić mury swojej dawnej szkoły i przyjaciół. Za to została wrzucona do świata, gdzie liczy się tylko pieniądz i reputacja. „Elitarne”, pełne snobów liceum budzi jej niechęć, a ona sama także nie jest tam mile widziana. W szkole jednak pojawia się jeszcze dwójka nowych uczniów: Gabriel i Liliana. Dziewczyny niezbyt przypadły sobie do gustu, za to Karolina bardzo dobrze dogaduje się z Gabrielem (również podczas lekcji). Chłopak odkrywa, że Karolina jest Inna. Postanawia jej wytłumaczyć coś o jej życiu i pomaga zrozumieć nową rzeczywistość pełną magii. Tajemnica, którą skrywali rodzice głównej bohaterki wychodzi na jaw szokując nie tylko ją, ale również czytelników. Do tego autorka ma świetne poczucie humoru.

I fragment książki:

"Wrzuciłam telefon do kieszeni, zgarnęłam książki do plecaka.
- Idę - szepnęłam do Gabriela, chwyciłam go za przedramię i uścisnęłam.
- Powodzenia - odpowiedział.
- Braun, co ty robisz? - zdziwiła się biologica, widząc, jak z plecakiem na ramieniu zmierzam do wyjścia.
- Wychodzę - rzuciłam.
- Jak to: wychodzisz?! - zapiała kogucim głosikiem.
- Normalnie - warknęłam. - Powstrzyma mnie pani?
Otwarłam drzwi. Rzuciłam okiem na klasę. Gabriel był poważny, tylko cień uśmieszku błąkał mi się gdzieś po kącikach ust. Reszta - nie wyłączając Julii i Andrzeja z podbitym okiem - gapiła się na mnie w głębokim szoku.
- Braun! - ryknęła biologica najgroźniej jak umiała. - Wracaj do ławki, albo natychmiast idę... - głos się jej załamał, ale ciągnęła - ... idę do dyrektorki!
- Proszę iść. Ja wychodzę. Do widzenia.
I wyszłam. Za sobą słyszałam tupot obcasów biologicy, ale nie cwałowała za mną, lecz do gabinetu dyrektorki."
Główna bohaterka czyta wiele książek, które również warte są przeczytania. Gorąco polecam!

Rafael Bielecki. Pół sensu bez sensu

Autor: Anika Stasińska
Wydawnictwo: Kotori
Tematyka: Fantasy, Romans, Parodia, Komedia, BL (Boys Love)

Hej, dzieci, jeśli chcecie zobaczyć Smerfów świat, przed ekran dziś zapraszam Was!

A nie, chwila. To nie ten repertuar... Już wiem!

Hej, ludzie, jeśli chcecie zobaczyć Rafa świat, do książki dziś zapraszam Was!

No to zaczynamy recenzję tego sensownego bezsensu! Część druga!

     Kto by pomyślał, że Rafael przetrwa pół roku w budzie dla świrów z różdżkami? Kto myślał - ten myślał. Jednakże udało mu się przeżyć to wyzwanie. Co prawda, po drodze dorobił się wrzodów żołądka i wypadających włosów ze stresu, ale czelendż odhaczony i ma się co wpisać do CV. Kolejne pół roku to bułka z masłem, no nie? A przynajmniej tak się wydaje na początku. Tylko nikt nie powiedział, że bułka jest z betonu, a masło... lepiej nie pytać.


     Pierwszy tom kończy się piekielną akcją Bieleckiego i Lucjusza w posiadłości Mafroy'ów. Druga część zaczyna się od pociągnięcia tego wątku, kiedy to Rafael grozi domownikom łyżką i rozwala stół pełen jedzenia (a dzieci w Afryce głodują...). Potem zaczynają się kontemplacje na temat sensu życia i tego, w jaki sposób młody Mafroy zabije biednego Polaczka. Po rozmowie z Angelo (dziecko demolka/fotograf wielbiący parki homo/pomiot diabła/kuzyn Lucjusza), w końcu Raf podejmuje się ryzyka i staje "fejs tu fejs" z półbogiem o diabelskim pochodzeniu. Jakoś przeżywa, chociaż trauma psychiczna pozostała (Mafroy przeprosił! Co to się dzieje na tym świecie?!). Przeżyły bliźniaczki Darckmond i żywe papugi - zwane dalej kuzynkami Lucjusza. Święta świętami a na Sylwestra do Hogpartu! Bo przecież chlać pod okiem rodziców Mafroy'a nie wypada, a no i Rega byłoby brak. Także wiecie, czary mary, unce punce i Hogparcik wita ponownie! Butelki szampana już stoją, nawet Severyn się znalazł. Wszystko idzie wraz z muzyką, alkohol hektolitrami się leje, odliczanie i... BUM!!! Nic więcej nie powiem.

     Życie sobie dalej płynie, lekcje nadchodzą, a wraz z nimi nowy przedmiot - Wróżbiarstwo! Bielecki, jak to on, wykazuje naturalny talent w czytaniu z kart Tarota. Nauczycielka zachwycona, a on po każdej wróżbie zaczyna miewać jedną wizję. Człowieka już ta monotonia może znudzić. Może i by go znudziła, gdyby nie to, że egzaminy semestralne się zbliżają i trzeba w końcu poczytać o wojnach goblinów (głupio nie zdać z Historii Magii.).

CUDEM, powtarzam CUDEM, Bielecki zdał ze wszystkiego. Do egzaminu z Zielarstwa nawet nie podszedł a i tak zaliczył. Życie, życie jest jak welon. Długie i wkurzające. Chore akcje ciągną się w nieskończoność. Rafael o mało życia nie traci (spaść z miotły 150m nad ziemią), impreza u profesora od Eliksirów, nazwanie największego mistrza "grubawym balaskiem" i list od matki, która serdecznie zaprasza do domu jego ukochanego blond Chucka Norrisa na kolacyjkę. Gorzej być już nie mogło? A właśnie, że mogło! Bowiem wizje nie ustały, a koleś z nich zjawia się w Hogparcie i zamierza wziąć Rafaela ze sobą (samobójca chyba, czy coś) do jakiejś innej szkoły. I nie ma że Bielecki nie chce, bo on o swoim życiu nie decyduje przecież. A to, że Lucjusz z nim nie pojedzie, oznacza rok związku na odległość. Ale wcześniej wspólne wakacje w Polsce, które na pewno zaowocują w sytuacje rodem z praskiej Warszawy! Dresy, dresy, wszędzie dresy i kibole!

     Książka krótsza, bo ma tylko 364 strony. Mimo tego wciąż ocieka jadem, lodu spokojnie starczy na kilka drinków, a stężenie absurdu i częstotliwość przekleństw przekraczają wszelkie dopuszczalne normy. Nie radzę czytać w miejscach publicznych, bo jak zaczniecie się śmiać, to jeszcze was do psychiatryka wyślą. W tomie zawierają się 22 wpisy, które wywołują czystą radość u odbiorcy.

Gorąco polecam,
Mishi

Rafael Bielecki. Pół roku bez wyroku

HOMOFOBOM PAPA! 
ZŁOŚLIWE KOMENTARZE ZOSTAWCIE DLA SIEBIE!



Autor: Anika Stasińska
Wydawnictwo: Kotori
Tematyka: Fantasy, Romans, Parodia, Komedia, BL (Boys Love)

     Najpierw było opowiadanie, niezwykły fanfic, który został wydany na papierze, jako genialna parodia Harry'ego Pottera.

    Główny bohater - Rafael Bielecki - stereotypowy polski nastolatek i pechowy Brian. Chłopak z warszawskiej Pragi. Bez ojca, którego potrąciło na pasach, z matką, która cały czas zdrabnia imię jego młodszej siostry - Ewcia, Ewuńcia, Ewulka - a do niego cały czas to klasyczne i hitlerowskie "Rafael"! Życie nie oszczędzało chłopaka, który co i rusz robił za wybieg dla lalek, albo modelkę.
     Dorzucając do tego pracę sprzątaczki/kucharki/elektryka/pracownika fizycznego, mamy obraz naszego bohatera. Zabawa słowna dorównuje humorowi w książce, w której autorka wypomina NFZ (chociaż jedna różdżka by im się przydała), polityków i polskie jedzonko.
     Rafael trafia do Hogpartu, w jaki sposób? Tego nie zdradzę. Tam, na błoniach odnajduje go Lucjusz Mafroy, który, jak przystało na prefekta Slytegrinu, zaciągnął naszego pechowca do Caritasu, znaczy się Dunbelbore'a. Tam uświadomiono go, że do końca roku szkolnego nie może wrócić do domu. Wielka draka, ale w końcu Bielecki pogodził się z losem. Zaprowadzony do Wielkiej Sali, czekał z boku na skaranie boskie, czyli przydział do jednego z domów. Pech prześladuje go za wcześniejsze wcielenia i umieszcza go w domu węża (Czcimy zwierzęta! Woohoo!). Lucjusz wprowadza (niezbyt delikatnie) małego Bieleckiego w świat magii i łamaczy języków z łaciny, czyli zaklęć. Severyn i Regullux - współlokatorowie, Anika i Sita - bliźniaczki, które nie gryzą, tylko połykają w całości. I oczywiście Janes Pozzer (wygląda, jak sobowtór Bieleckiego), Remus Lupsin, Seriusz Brack. I to są postacie, które w książce występują najczęściej.
     Rafael w pewnym momencie uświadamia sobie, że polubił Mafroya bardziej, niż powinien. Gdzieś w połowie książki dowiaduje się, że może wysłać list do matki. No to wysłał. I dostał odpowiedź, że jego ojciec też miał takie ciągoty i czy może ma ochotę poczytać Bravo Girl, albo coś w tym stylu.
     Nastolatek przeżywa załamania i wzloty, a pod koniec ląduje na Wigilii u Mafroya, gdzie dzieją się rzeczy, o których nigdy by nie myślał. KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ! DRUGĄ DOSTANIEMY, JAK BĘDZIEMY GRZECZNI.

     Książka warta przeczytania, jeśli komuś nie przeszkadza wątek boy x boy. Rozbawi każdego, wciąga piekielnie, a sposób myślenia Bieleckiego powala na kolana i jeszcze niżej. W tej chwili góruje na liście moich ukochanych powieści, które mogłabym czytać w nieskończoność.
Gorąco polecam, Mishi

UWAGA! W powieści używane są przekleństwa, częste wyzywanie od idiotów, występują bijatyki, znęcanie się fizyczne i psychiczne. Wszystko oprawione w humor oraz zabawę ze słowami.

Najpopularniejsze