
Wydawnictwo: Fanfiction
Fandom: Yuri on Ice
Tematyka: Romans, Obyczajowy, BL (Boys Love), +18
Drugie najlepsze fanfiction jakie czytałam w życiu. Wybierając spośród wszystkich fandomów oraz ilości przeczytanych rzeczy, miało sporą konkurencję, ale przegrało tylko z Desiderium Intimium, o którym również będzie tutaj notka w najbliższym czasie. Zacznijmy więc recenzję tej powieści (502 strony to powieść), którą napisała Jora Calltrise.
Opowieść zaczyna się od wycieczki do Detroit, gdzie Phichit porusza temat debiutu seniorskiego Yuuriego, który miał miejsce właśnie w tym mieście, podczas gdy obaj trenowali pod okiem Celestino. Cóż, dla Japończyka nie jest to wygodny temat, więc próbuje go zgrabnie ominąć. Oczywiście niezbyt mu się to udaje, co doprowadza do kłótni z Victorem, który jako dziecię sukcesu nie zna odmowy. Ostatecznie roztrzęsiony Yuuri ląduje w kawiarni z Yurio i po stwierdzeniu, że młody Rosjanin i tak nie może mieć o nim gorszego zdania, postanawia wylać mu swoje żale i opowiedzieć jedną z najważniejszych historii ze swojego życia.
Dawno temu w Detroit na całkiem dobrej uczelni na anglistyce studiował pewien łyżwiarz, który w swej rodzimej Japonii nie miał szans na rozwinięcie kariery, więc został zmuszony do przeprowadzki do Ameryki. Był to w miarę pewny siebie młodzieniec, mieszkający w jednym pokoju z instagramowym fanem chomików, jak i samym zakazanym przez władze akademika chomikiem. Zarówno na lodowisku jak i na zajęciach radził sobie całkiem nieźle, ponieważ poświęcał bardzo dużo czasu na przygotowania do egzaminów oraz zawodów. Świat jednak nie jest miły dla naszego bohatera i stawia na jego drodze Jacka. W końcu w każdym ciekawym projekcie musi być czarny charakter. Zazdrosny footbolista (zły zawsze musi być mięśniakiem) niszczy występ Yuuriego, ale w jaki sposób, to już musicie przeczytać sami. To recenzja, nie streszczenie szczegółowe. Potem oczywiście dobrzy przyjaciele małego Japończyka poruszają siły zła i ciemności, by odegrać się na Jacku. Krótko mówiąc jest tu subtelnie wprowadzona nutka magii, która tylko dodaje smaku. W końcu, czy może być coś lepszego niż rzucająca klątwy babcia jednego z łyżwiarzy figurowych? Szamanki i plemienne wiedźmy zawsze zyskują sympatię czytelników.
Akcja toczy się równocześnie w Rosji, gdzie główną atrakcją jest młodziutki Victor wkurzający Jakova. Łagodne sposoby to wchodzenie mu do łóżka, mniej sympatyczne odkryjcie sami. Warto! Głównie jednak Victor próbuje zrozumieć, dlaczego wygrana ma znaczenie, czemu powinien szanować medale. Moim zdaniem Victor szuka celu swojej jazdy. Pokazane jest, jak powoli dojrzewa na przestrzeni rozdziałów, jak poszczególne wydarzenia, które z początku wydawały się nieistotne, zmieniają go. W końcu po usłyszeniu pewnej historii w barze, zaczyna rozumieć, co takiego chciał mu przekazać Papa Feltsman. Dociera do niego, że jego wygrane mają znaczenie dla innych łyżwiarzy. A jak wiadomo, zrozumienie jest kluczem do sukcesu. Nikoforov okazuje się również naprawdę całkiem sprytnym i przebiegłym dzieckiem, zakochanym po uszy w swoim wyimaginowanym kochanku. Z tego powodu organizuje pewną rzecz, by go odnaleźć, ale nie mogę wam zdradzić jaką. Nie czulibyście tych emocji podczas czytania. W każdym razie nic wtedy z tego nie wynika przez Jessicę, która w sumie irytowała mnie w tym opowiadaniu. Nie lubię takich postaci. Dziewczyna Jacka, która na jego oczach flirtuje z Yuurim i na odwrót. Ale dzięki temu, świat nie jest idealny, co nadaje jeszcze większego realizmu. Całość jest skrupulatnie dopracowana fabularnie i językowo. Mimo skoków w czasie i akcji w różnych miejscach nie wyobrażam sobie, by ktoś mógł się zgubić w tej historii.
Tematyka: Romans, Obyczajowy, BL (Boys Love), +18
Drugie najlepsze fanfiction jakie czytałam w życiu. Wybierając spośród wszystkich fandomów oraz ilości przeczytanych rzeczy, miało sporą konkurencję, ale przegrało tylko z Desiderium Intimium, o którym również będzie tutaj notka w najbliższym czasie. Zacznijmy więc recenzję tej powieści (502 strony to powieść), którą napisała Jora Calltrise.
Opowieść zaczyna się od wycieczki do Detroit, gdzie Phichit porusza temat debiutu seniorskiego Yuuriego, który miał miejsce właśnie w tym mieście, podczas gdy obaj trenowali pod okiem Celestino. Cóż, dla Japończyka nie jest to wygodny temat, więc próbuje go zgrabnie ominąć. Oczywiście niezbyt mu się to udaje, co doprowadza do kłótni z Victorem, który jako dziecię sukcesu nie zna odmowy. Ostatecznie roztrzęsiony Yuuri ląduje w kawiarni z Yurio i po stwierdzeniu, że młody Rosjanin i tak nie może mieć o nim gorszego zdania, postanawia wylać mu swoje żale i opowiedzieć jedną z najważniejszych historii ze swojego życia.
Dawno temu w Detroit na całkiem dobrej uczelni na anglistyce studiował pewien łyżwiarz, który w swej rodzimej Japonii nie miał szans na rozwinięcie kariery, więc został zmuszony do przeprowadzki do Ameryki. Był to w miarę pewny siebie młodzieniec, mieszkający w jednym pokoju z instagramowym fanem chomików, jak i samym zakazanym przez władze akademika chomikiem. Zarówno na lodowisku jak i na zajęciach radził sobie całkiem nieźle, ponieważ poświęcał bardzo dużo czasu na przygotowania do egzaminów oraz zawodów. Świat jednak nie jest miły dla naszego bohatera i stawia na jego drodze Jacka. W końcu w każdym ciekawym projekcie musi być czarny charakter. Zazdrosny footbolista (zły zawsze musi być mięśniakiem) niszczy występ Yuuriego, ale w jaki sposób, to już musicie przeczytać sami. To recenzja, nie streszczenie szczegółowe. Potem oczywiście dobrzy przyjaciele małego Japończyka poruszają siły zła i ciemności, by odegrać się na Jacku. Krótko mówiąc jest tu subtelnie wprowadzona nutka magii, która tylko dodaje smaku. W końcu, czy może być coś lepszego niż rzucająca klątwy babcia jednego z łyżwiarzy figurowych? Szamanki i plemienne wiedźmy zawsze zyskują sympatię czytelników.
Akcja toczy się równocześnie w Rosji, gdzie główną atrakcją jest młodziutki Victor wkurzający Jakova. Łagodne sposoby to wchodzenie mu do łóżka, mniej sympatyczne odkryjcie sami. Warto! Głównie jednak Victor próbuje zrozumieć, dlaczego wygrana ma znaczenie, czemu powinien szanować medale. Moim zdaniem Victor szuka celu swojej jazdy. Pokazane jest, jak powoli dojrzewa na przestrzeni rozdziałów, jak poszczególne wydarzenia, które z początku wydawały się nieistotne, zmieniają go. W końcu po usłyszeniu pewnej historii w barze, zaczyna rozumieć, co takiego chciał mu przekazać Papa Feltsman. Dociera do niego, że jego wygrane mają znaczenie dla innych łyżwiarzy. A jak wiadomo, zrozumienie jest kluczem do sukcesu. Nikoforov okazuje się również naprawdę całkiem sprytnym i przebiegłym dzieckiem, zakochanym po uszy w swoim wyimaginowanym kochanku. Z tego powodu organizuje pewną rzecz, by go odnaleźć, ale nie mogę wam zdradzić jaką. Nie czulibyście tych emocji podczas czytania. W każdym razie nic wtedy z tego nie wynika przez Jessicę, która w sumie irytowała mnie w tym opowiadaniu. Nie lubię takich postaci. Dziewczyna Jacka, która na jego oczach flirtuje z Yuurim i na odwrót. Ale dzięki temu, świat nie jest idealny, co nadaje jeszcze większego realizmu. Całość jest skrupulatnie dopracowana fabularnie i językowo. Mimo skoków w czasie i akcji w różnych miejscach nie wyobrażam sobie, by ktoś mógł się zgubić w tej historii.
Opisałam praktycznie sam początek opowiadania, nie chcę zdradzać za wiele. W każdym razie, to ff składa się z 11 rozdziałów i epilogu, których czytanie wywołuje u odbiorcy całą gamę emocji od smutku i strachu o los niektórych bohaterów, po czystą radość i łzy śmiechu po kilku akcjach. Autorka zaserwowała nam również kilka scen +18, podczas czytania ich można wyczuć chemię między bohaterami. Nie ma ckliwych wyznań miłości co chwilę, nie ma milczenia. Czytałam je z zapartym tchem, w końcu czując, że tak to może naprawdę wyglądać, a nie jak przy wielu innych opisach innych autorów, że to wciąż tylko ich marne wyobrażenie, jak wygląda sex. A już szczególnie sex między dwójką dorosłych mężczyzn.
Oczywiście zdarzyło się kilka literówek czy innych błędów, ale wszystkie były do przeżycia. Nie raz w książkach wydanych na papierze można dopatrzeć się tego samego. Autor to tylko człowiek i nic się na to nie poradzi.
Pochwała należy się również za to, że Jora Calltrise po zwróceniu uwagi, że jedna rzecz się nie zgadza, przyznała mi rację i otwarcie napisała, że w tym danym temacie nie jest specjalistką, więc mogła się pomylić. I jeszcze podziękowała za poprawienie jej. Powiem szczerze, że w dzisiejszych czasach to rzadkość, bo większość amatorskich pisarzy uważa, że jak przeczytali coś na wikipedii, albo w ogóle kojarzą coś po prostu z głowy, to to na pewno jest cała prawda i ktoś, kto go poprawia, to w ogóle się na tym nie zna, bo przecież to ONI mają rację! Po prostu nie cierpię, gdy ktoś, kto w ogóle nie miał z danym tematem styczności w rzeczywistości, myśli, że pozjadał wszystkie rozumy i obraża się za subtelne i miłe wytknięcie błędu przez kogoś, kto akurat o danej rzeczy wie bardzo dużo. Zachowanie autora wobec czytelników często jest również wyznacznikiem tego, na jakim poziomie możemy się spodziewać tekstu. Zachowanie Jory Calltrise sugeruje opowiadanie na bardzo wysokim poziomie i tak jest.
Podsumowując, tekst z pewnością warty przeczytania od deski do deski. Porusza naprawdę wiele wątków, które wszystkie zostają dociągnięte do końca, postacie są realistyczne, mają przemyślenia i rozbudowaną psychikę. Przeczytanie "Dawno temu w Detroit" to z pewnością dobry pomysł na spędzenie czasu.
Gorąco polecam,
Mishi
P.S. Do czytania innych historii tej autorki również zachęcam całym sercem.